Recenzja filmu

Piosenki o miłości (2021)
Tomasz Habowski
Tomasz Włosok
Justyna Święs

Pokoik na dwa serca

Debiut Habowskiego okazał się sporym wydarzeniem na ubiegłorocznym festiwalu w Gdyni. Startował w konkursie filmów mikrobudżetowych, i w tej konkurencji wygrał. W kuluarach mówiło się, że ten
Pokoik na dwa serca
W "Piosenkach o miłości" Tomasza Habowskiego sporo jest scen, gdy bohaterowie siedzą naprzeciw siebie i rozmawiają. W jednej z nich dziewczyna zwraca chłopakowi uwagę, że on zawsze dostaje w życiu to, czego chce. I tłumaczy: "Każdy ma jakąś ścianę, musisz dojść do swojej". Po chwili dopowiada: "No, chyba że ty nie masz, nie wiem…". 


On (Tomasz Włosok) to syn znanego aktora, przedstawiciel bardzo dobrze sytuowanej młodej Warszawy, trzydziestokilkulatek mogący zajmować się swoimi "projektami" i czekający na muzyczny debiut. Ona (Justyna Święs) – dziewczyna z małej miejscowości, kelnerka, której ambicje, tak przynajmniej deklaruje, nie wykraczają poza zapewnienie sobie finansowego bezpieczeństwa. On ma toksyczną relację z ojcem (Andrzej Grabowski), któremu chce udowodnić własną niezależność; ona nosi w sobie lęk przed "wyfrunięciem" na głębokie wody. Dziewczyna jest prostolinijna, posiada głos, wrażliwość i spory talent. Chłopaka cechuje natomiast wola działania, wręcz zachłanna potrzeba parcia do przodu. Coś splata losy tych dwojga, zaczyna się opowieść.

Debiut Habowskiego okazał się sporym wydarzeniem na ubiegłorocznym festiwalu w Gdyni. Startował w konkursie filmów mikrobudżetowych, i w tej konkurencji wygrał. W kuluarach mówiło się, że ten skromny czarno-biały obraz zawstydził bardziej wystawne produkcje z głównej sekcji. W czym tkwi sekret? Może przede wszystkim w tym, że reżyserowi udało się uzyskać lekkość i zachować stosowny ciężar. "Piosenki" są wizualnie dopieszczone, ale nie "artystowskie", urocze, a jednak zatrzymują się przed granicą trywialności (chociaż szkoda, że twórcy nie odwrócili ról; czemu to zawsze dziewczyna ma być naiwna, a chłopak manipulować?). 

Zresztą ciekawe – film lśni najjaśniej nie w tych momentach, kiedy koniecznie próbuje powiedzieć coś o naszym "tu i teraz" ("Najlepsze umysły pokolenia piszą klikalne newsy") czy pokazać społeczne nierówności, ale wtedy, gdy po prostu skupia się na kameralności i relacjach: przede wszystkim między parą głównych postaci, ale też między ojcem a synem. Szybko okazuje się, że wszyscy oni tańczą – jak u Osieckiej – "walczyk złości, nienawiści / wściekłości / walczyk żalu i pretensji / po balu".


Habowski wie, że wchodzi na pole minowe. Konstruuje przecież historię miłosną z muzyką w tle, a takich było wiele, także w ostatnich latach, wystarczy wspomnieć niedawne "Narodziny gwiazdy" w wersji Bradleya Coopera. W "Piosenkach" widać wpływ tego filmu, ale dostrzec można też znacznie więcej inspiracji – od wczesnej klasyki Wajdy i Morgensterna poprzez francuską Nową Falę aż po "Frances Ha" Baumbacha. Jeśli debiut polskiego twórcy nie tonie w morzu tych odniesień, dzieje się tak tylko i wyłącznie dlatego, że Habowski ma asa w rękawie, a nawet kilka.

Po pierwsze obsada. Andrzej Grabowski gra najlepiej od lat. W roli ojca jest niemal karykaturalnie antypatyczny, by pod koniec pokazać ludzkie rysy, blizny po zranieniach i własną bezradność. Tomasz Włosok jako jego syn ma w sobie magnetyzm być może większy niż w swoich flagowych gangsterskich kreacjach ostatnich lat. Ale największym olśnieniem jest Justyna Święs. Wokalistka, która zadomowiła się już chyba na polskiej scenie muzycznej, przed kamerą zachwyca autentyzmem i minimalizmem – na przykład zagubienie swojej bohaterki potrafi oddać jednym spojrzeniem.

Idźmy dalej, sprawdźmy talię do końca. Wśród nielicznych wypowiedzi reżysera znalazłem taką: "Chciałem, aby «Piosenki…» były jak wiersze Tuwima". To bardzo ciekawy trop. Przecież w utworach najzdolniejszego ze Skamandrytów znaleźć można i czułość, i ironię, i gniew, i rozpacz. 


I faktycznie, bohaterów Habowskiego cechuje mniejszy lub większy rys Tuwimowski. Wciąż za czymś tęsknią. Chłopak przyznaje, że mógłby odebrać nagrodę za "wybitne niedokonania", jest "złożony z banałów" i czuje, że stoi w miejscu. Czy nie jest naprawdę – jak w jednym z wierszy autora "Kwiatów polskich" – "zmęczony burz szaleństwem", czy nie pragnie kogoś, kto zrozumie jego "żal nienazwany"? A dziewczyna? Nie chce być tylko "ciekawostką do pokazywania znajomym". Pod koniec śpiewa, że "darmo kupił ktoś jej sen". Pewnie znalazłaby wspólny język z bohaterką "Pokoiku na Hożej", która siedzi "sama samotna / i wpatruje się w noc".

Tacy są protagoniści "Piosenek" – zagubieni w matni życia (trochę jak bohaterka obecnie wyświetlanego w kinach "Najgorszego człowieka na świecie"), splątani pochopnymi wyborami, spóźnieni, skryci w "pokoikach" swoich serc, problemów i obaw. Dopiero z czasem odkryją, że ich własny los – z całym swoim bólem i niedoskonałością – jest jedyny i niepowtarzalny, warty przeżycia, ważniejszy niż stereotypowy sukces, niż – jak u poety – "te gwiazdy mgławice i świat". 
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Powiadają, że najtrudniej jest zacząć, wyjść ze strefy komfortu, zrobić pierwszy krok. Mówią też by nie... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones